Rozkosz i terror, Agnieszka Nienartowicz

 

Rozkosz i terror

 

W naszym kręgu kulturowym, zbudowanym na etyce chrześcijańskiej, żyjemy w przeświadczeniu, że brakuje nam czegoś już od poczęcia; że jesteśmy niepełni, grzeszni i oddaleni od Boga. Od najwcześniejszych chwil życia człowiek dźwiga brzemię infamii pierwszych rodziców: zanim otworzy oczy, już jest zhańbiony i obarczony winą. Grzech pierworodny może zmazać chrztem, jednak jest to dopiero początek peregrynacji ku świętości, bowiem Kościół przekonuje, że cała ludzka natura ma charakter brudny i grzeszny, że należy się jej stale wyzbywać. Biblia Tysiąclecia nie pozostawia w tej kwestii złudzeń: „Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli (…). Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym”. Od teraz oczyszczać się więc należy aż do końca swych dni.

Czy zatem śmierć nie jest wybawieniem? Czy myśl o niej nie powinna być czymś perwersyjnie rozkosznym? Powinna raczej napawać grozą – nie wiadomo bowiem, czy człowiekowi uda się oczyścić na tyle, by zamiast kojącej symfonii chórów anielskich, nie zaznać żaru piekielnych ogni.

Religia ofiarowuje człowiekowi wybawienie w chwili śmierci: roztacza obietnice nieba – oglądania Boga twarzą w twarz. To pokrzepia i dodaje otuchy, wyzwalając wdzięczność i przynosząc ulgę. Chrześcijaństwo jest religią wdzięczności. Można jednak wysnuć wniosek, że wdzięczność zagłusza paraliżujący strach przed wiecznym potępieniem. Czy wdzięczność ta nie jest więc jarzmem samej religii? Czy nie jest podawaniem lekarstwa na chorobę wywołaną zaserwowaną wcześniej trucizną?

Podążając za teorią empiryzmu, wedle której w dniu narodzin każdy jest tabula rasa – czystą tablicą, każde wydarzenie pozostawia po sobie ślad. Systemy wierzeń i praktyk, doktryn, kultów i rytuałów zostawiają po sobie ślady głębokie i nieusuwalne. Stwarzają ramy dla myślenia w sposób stanowczy i niepodważalny, gdyż same ustanawiają się nieomylnymi. Tak, jak skóra względem wnętrza pełni rolę pomieszczającą, utrzymując je w całości, tak wierzenia i doktryny odciskają się na niej piętnami znamion i tatuaży.

Agnieszka Nienartowicz